wtorek, 9 grudnia 2008

czas na podsumowanie

Wycieczka byla wspaniala. Bez dwoch zdan. Wracam pelna wspomnien, cudownych widokow, fajnych ludzi poznanych w trakcie. Wracam zaczarowana i bogatsza o to wszystko, co zdarzylo sie w trakcie ostatnich pieciu tygodni. Bezwzglednie najcenniejszym dla mnie drobiazgiem ktory skrzetnie wioze jest dzem z calafate, ktory postanowilam zjesc sama nie dzielac sie z nikim :) , wybaczcie mi to, tu jest taki zwyczaj, ze jak ktos zje calafate, to znaczy ze wroci, a ja bardzo chce wrocic.
I tak patrzac wstecz, mysle, ze ubyla mi tylko jedna rzecz, jesli moge tak napisac. Wracam bez serca, bo zostawilam je w Patagonii. Gdzies tam daleko, na koncu swiata.
No i na koniec, dziekuje Wam Kochani, ze byliscie tu ze mna, ze mnie czytaliscie i ze pisaliscie do mnie. Strasznie fajnie jest czuc, ze choc daleko, byliscie blisko.



Os quiero un monton
margarita
...

poniedziałek, 8 grudnia 2008

regionalne kulinaria

sztandarowa potrawa chilijskiej kuchni - lomo a lo pobre, czyli polędwica na ubogo; nazwa myląca, bo jest to kawał wołowiny, na nim dwa sadzone jajka i góra frytek; prawdziwa bomba kaloryczna; podobno jednak popita winem nie zaszkodzi :D

....

tak zwane owoce morza, ulubiona potrawa jednego z moich kolegów trampingowców ;p zdjęcie nie bardzo sie udało, ale najważniejsze widać!

....


chilijska truskawa, i od razu zrobiło się jakoś tak swojsko :)

...

specjalna herbata z brzoskwinią i jęczmieniem, najlepiej smakuje mocno schłodzona

...

bardzo popularny w Chile pastel de choclo, czyli kukurydziana tarta z mięsem i warzywami, dobra i syta

...

dość pikantne, ale z pieczywem pyyycha

...

regionalne kulinaria

sztandarowa potrawa chilijskiej kuchni - lomo a lo pobre, czyli polędwica na ubogo; nazwa myląca, bo jest to kawał wołowiny, na nim dwa sadzone jajka i góra frytek; prawdziwa bomba kaloryczna; podobno jednak popita winem nie zaszkodzi :D

....

tak zwane owoce morza, ulubiona potrawa jednego z moich kolegów trampingowców ;p zdjęcie nie bardzo sie udało, ale najważniejsze widać!

....


chilijska truskawa, i od razu zrobiło się jakoś tak swojsko :)

...

specjalna herbata z brzoskwinią i jęczmieniem, najlepiej smakuje mocno schłodzona

...

bardzo popularny w Chile pastel de choclo, czyli kukurydziana tarta z mięsem i warzywami, dobra i syta

...

dość pikantne, ale z pieczywem pyyycha

...

piątek, 5 grudnia 2008

troszkę zaległej dokumentacji fotograficznej

i niech tylko mi ktoś powie, że to nie są cuda !

...


słodziutki misiu, nic tylko przytulić

...


szop, choć ukrył się za drzewem, i tak go wypatrzyłam

...


Paragwaj, nigdy w życiu nie zapomnę tego miejsca, w tym bałaganie wyglądaliśmy bardzo egzotycznie :)

...


przed hotelem w Puerto Iguazu

...


lama

...


patagoński lisek chytrusek

...

guanako, czy te oczy mogą kłamać ?

...

el condor pasa

...

Ruben, współprzestępca od picia wina :p 

zdjęcie, niestety kiepskie, gdyż wykonane telefonem komórkowym

...

....

pieczątka w paszporcie, moja wielka duma 

...

troszkę zaległej dokumentacji fotograficznej

i niech tylko mi ktoś powie, że to nie są cuda !

...


słodziutki misiu, nic tylko przytulić

...


szop, choć ukrył się za drzewem, i tak go wypatrzyłam

...


Paragwaj, nigdy w życiu nie zapomnę tego miejsca, w tym bałaganie wyglądaliśmy bardzo egzotycznie :)

...


przed hotelem w Puerto Iguazu

...


lama

...


patagoński lisek chytrusek

...

guanako, czy te oczy mogą kłamać ?

...

el condor pasa

...

Ruben, współprzestępca od picia wina :p 

zdjęcie, niestety kiepskie, gdyż wykonane telefonem komórkowym

...

....

pieczątka w paszporcie, moja wielka duma 

...

środa, 3 grudnia 2008

czas na podsumowanie

Wycieczka byla wspaniala. Bez dwoch zdan. Wracam pelna wspomnien, cudownych widokow, fajnych ludzi poznanych w trakcie. Wracam zaczarowana i bogatsza o to wszystko, co zdarzylo sie w trakcie ostatnich czterech tygodni. Bezwzglednie najcenniejszym dla mnie drobiazgiem ktory skrzetnie wioze jest dzem z calafate, ktory postanowilam zjesc sama nie dzielac sie z nikim :) , wybaczcie mi to, tu jest taki zwyczaj, ze jak ktos zje calafate, to znaczy ze wroci, a ja bardzo chce wrocic.
I tak patrzac wstecz, mysle, ze ubyla mi tylko jedna rzecz, jesli moge tak napisac. Wracam bez serca, bo zostawilam je w Patagonii. Gdzies tam daleko, na koncu swiata.
No i na koniec, dziekuje Wam Kochani, ze byliscie tu ze mna, ze mnie czytaliscie i ze pisaliscie do mnie. Strasznie fajnie jest czuc, ze choc daleko, byliscie blisko.



Os quiero un monton
margarita
...

niedziela, 30 listopada 2008

welcome to the jungle

Juz teraz wiem dlaczego Ada jest tak zakochana w dzungli. I choc sama wole inne klimaty, przyznaje obiektywnie ze mozna sie w niej zakochac. A nawet w samych jej odglosach, momentami wrecz ogluszajacych, w tym, ze co drugi krok spod nog umyka jakis dziwny stworek, o jaszczurkach nawet nie wspomne bo to po prostu standard.
Ide sobie a tu szop, pare krokow dalej regionalne ptactwo, ide ide dalej...o! krokodyl! leniwie wygrzewa sie na brzegu, a to ci dopiero :) i tak dalej i tak dalej.
Wodospady sa cudne. Kto nie widzial polecam, mozna nawet po brazylijskiej stronie zaglosowac na nie jako na cud swiata. Obejrzalam je z obu stron, jesli zadacie pytanie z ktorej strony sa piekniejsze, odpowiem: przedwczoraj byly piekniejsze ze strony argentynskiej, a wczoraj byly piekniejsze z brazylijskiej. Inaczej sie nie da. Perfekcyjne dzielo Stworcy, prawdziwy cud. Stac bez ruchu i napawac sie widokiem mozna godzinami, dniami, miesiacami. Zapewniam, nie nudzi sie!
Ada, przed udaniem sie tam, a pozniej w trakcie (zwlaszcza w trakcie), mialam pewne watpliwosci, czy Twoj aparat przezyje te hektolitry wody, postanowilam jednak zaryzykowac (w koncu to nie moj aparat :p )
Dla uspokojenia powiem, ze przezyl i co wiecej, ma sie calkiem dobrze, tylko zzera okropnie baterie, zwlaszcza w chlodnych regionach. Ale nie narzekam, bo mam juz na nim okolo tysiaca zdjec, sama nie wiem kto to bedzie ogladal, chyba tylko ja sama :)
Tego posta pisze juz w zasadzie trzeci dzien i robie to ponownie z Buenos Aires, gdzie dzieki Bogu dotarlam dzisiaj z trzygodzinnym poslizgiem z powodu awarii autobusu ktory wiozl mnie bezposrednio z Puerto Iguazu, wiec zamiast osiemnastu godzin z kawałkiem, jechalam prawie dwadziescia dwie, ale wlasciwie juz mi bylo wszystko jedno trzy w tą czy w tamtą, bez znaczenia. Za moment bede sie kierowala w strone lotniska skad wieczorem mam lot do Frankfurtu, jeszcze tylko jakis malutki obiadek (malutki, bo najem sie w samolocie ;p ) i pryskam stad. Od wczorajszego popoludnia, czyli od momentu opuszczenia wodospadow popadlam w depresje, ledwie czlowiek sie do czegos/kogos przywiaze, a tu juz trzeba sie zegnac, a ja tego bardzo nie lubie, nawet chyba bardziej niz pakowania klamotow. Przy okazji pakowania podjelam decyzje o zakupie nowego - wiekszego plecaka, bo za nic w swiecie nie moglam upchnac prezentow !
...

welcome to the jungle

Juz teraz wiem dlaczego Ada jest tak zakochana w dzungli. I choc sama wole inne klimaty, przyznaje obiektywnie ze mozna sie w niej zakochac. A nawet w samych jej odglosach, momentami wrecz ogluszajacych, w tym, ze co drugi krok spod nog umyka jakis dziwny stworek, o jaszczurkach nawet nie wspomne bo to po prostu standard.
Ide sobie a tu szop, pare krokow dalej regionalne ptactwo, ide ide dalej...o! krokodyl! leniwie wygrzewa sie na brzegu, a to ci dopiero :) i tak dalej i tak dalej.
Wodospady sa cudne. Kto nie widzial polecam, mozna nawet po brazylijskiej stronie zaglosowac na nie jako na cud swiata. Obejrzalam je z obu stron, jesli zadacie pytanie z ktorej strony sa piekniejsze, odpowiem: przedwczoraj byly piekniejsze ze strony argentynskiej, a wczoraj byly piekniejsze z brazylijskiej. Inaczej sie nie da. Perfekcyjne dzielo Stworcy, prawdziwy cud. Stac bez ruchu i napawac sie widokiem mozna godzinami, dniami, miesiacami. Zapewniam, nie nudzi sie!
Ada, przed udaniem sie tam, a pozniej w trakcie (zwlaszcza w trakcie), mialam pewne watpliwosci, czy Twoj aparat przezyje te hektolitry wody, postanowilam jednak zaryzykowac (w koncu to nie moj aparat :p )
Dla uspokojenia powiem, ze przezyl i co wiecej, ma sie calkiem dobrze, tylko zzera okropnie baterie, zwlaszcza w chlodnych regionach. Ale nie narzekam, bo mam juz na nim okolo tysiaca zdjec, sama nie wiem kto to bedzie ogladal, chyba tylko ja sama :)
Tego posta pisze juz w zasadzie trzeci dzien i robie to ponownie z Buenos Aires, gdzie dzieki Bogu dotarlam dzisiaj z trzygodzinnym poslizgiem z powodu awarii autobusu ktory wiozl mnie bezposrednio z Puerto Iguazu, wiec zamiast osiemnastu godzin z kawałkiem, jechalam prawie dwadziescia dwie, ale wlasciwie juz mi bylo wszystko jedno trzy w tą czy w tamtą, bez znaczenia. Za moment bede sie kierowala w strone lotniska skad wieczorem mam lot do Frankfurtu, jeszcze tylko jakis malutki obiadek (malutki, bo najem sie w samolocie ;p ) i pryskam stad. Od wczorajszego popoludnia, czyli od momentu opuszczenia wodospadow popadlam w depresje, ledwie czlowiek sie do czegos/kogos przywiaze, a tu juz trzeba sie zegnac, a ja tego bardzo nie lubie, nawet chyba bardziej niz pakowania klamotow. Przy okazji pakowania podjelam decyzje o zakupie nowego - wiekszego plecaka, bo za nic w swiecie nie moglam upchnac prezentow !
...

la cucaracha, la cucara - cha ...

eeeh, ale czemu ja sie wlasciwie czepiam, przeciez w koncu jestem w tropikach. A poza tym od jednego czarnego robaka znalezionego we wlasnej w poscieli jeszcze nikt nie umarl, prawda? Jesli dodac do tego ze po kilku noclegach w hotelu w Buenos, jestem cala pogryziona przez nieznane mi insekty (prawdopodobnie szalejace stada pchel), to w ogole jest jakas pestka.
Po 18 godzinach spedzonych w autobusie z Buenos Aires, dotarlam do Puerto Iguazu, ale jestem dzielna, prawda?
Dzisiaj dzien spedzony bardzo intensywnie zakonczyl sie impreza w hotelowym ogrodku. Do Puerto Iguazu dojechalam okolo poludnia i by nie tracic czasu wybralam sie na wycieczke do Paragwaju, do miasteczka lezacego na granicy z Brazylia, nazywanego miasteczkiem przemytnikow. To bylo prawdziwe wyzwanie. Wyjsc stamtad bez szwanku, wrecz nieprawdopodobne, na dodatek z mnostwem zdjec, ktore postaram sie wrzucic jutro, to jest prawdziwy sukces !!! Licze na slowa uznania, choc moze nie dzis, ale dopiero jak zamieszcze fotki :))
Troche juz zaczyna mnie ogarniac smutek z powodu zblizajacej sie wielkimi krokami daty wyjadu stad, ale trzymam sie jakos, wierzac, ze te wakacje pozostana na zawsze w mojej pamieci jako cos zupenie absolutnie niezwyklego.
Jutro rajd po wodospadach od strony argentynskiej, licze na niezwykle wrazenia. Caluje wszystkich bardzo goraco : *
...

la cucaracha, la cucara - cha ...

eeeh, ale czemu ja sie wlasciwie czepiam, przeciez w koncu jestem w tropikach. A poza tym od jednego czarnego robaka znalezionego we wlasnej w poscieli jeszcze nikt nie umarl, prawda? Jesli dodac do tego ze po kilku noclegach w hotelu w Buenos, jestem cala pogryziona przez nieznane mi insekty (prawdopodobnie szalejace stada pchel), to w ogole jest jakas pestka.
Po 18 godzinach spedzonych w autobusie z Buenos Aires, dotarlam do Puerto Iguazu, ale jestem dzielna, prawda?
Dzisiaj dzien spedzony bardzo intensywnie zakonczyl sie impreza w hotelowym ogrodku. Do Puerto Iguazu dojechalam okolo poludnia i by nie tracic czasu wybralam sie na wycieczke do Paragwaju, do miasteczka lezacego na granicy z Brazylia, nazywanego miasteczkiem przemytnikow. To bylo prawdziwe wyzwanie. Wyjsc stamtad bez szwanku, wrecz nieprawdopodobne, na dodatek z mnostwem zdjec, ktore postaram sie wrzucic jutro, to jest prawdziwy sukces !!! Licze na slowa uznania, choc moze nie dzis, ale dopiero jak zamieszcze fotki :))
Troche juz zaczyna mnie ogarniac smutek z powodu zblizajacej sie wielkimi krokami daty wyjadu stad, ale trzymam sie jakos, wierzac, ze te wakacje pozostana na zawsze w mojej pamieci jako cos zupenie absolutnie niezwyklego.
Jutro rajd po wodospadach od strony argentynskiej, licze na niezwykle wrazenia. Caluje wszystkich bardzo goraco : *
...

piątek, 28 listopada 2008

niewyróbka z niewytrzymką

Po prostu taki upal, ze momentami marze o tym, by wejsc chociaz na 10 sekund do kriokomory. Czlowiek sie poci nawet jak sie nie rusza. No dramat. A jak sobie pomysle ze w Puerto Iguazu, gdzie wybieram sie juz dzis wieczor, jest jeszcze cieplej, to cierpnie mi skora z przerazenia. Jak przystalo na polkule poludniowa, wlasnie zaczyna sie tu upalne lato, a im blizej rownika tym gorzej. uff!!
A ja tu czytam w necie, ze w Polsce sniezne zawieruchy. W hotelu gdzie mieszkam spotkalam Niemca, ktory przy wieczornym piwku (jak przystalo na Niemca) opowiadal, ze kupil sobie bilet na lot ze swojego miasta do Montevideo, lecz ze wzgledu na burze sniezne i zamiecie zmieniono mu lot na z Frankfurtu do Buenos. A jak patrze za okno, to az wierzyc mi sie nie chce.
Musze Wam powiedziec, ze kawiarenka internetowa, w ktorej wlasnie siedze (dwie ulice od hotelu) miesci sie w cukierni a wlasciwie tuz nad nia. Tak naprawde to wchodzi sie do cukierni, zaraz przy wejsciu sa metalowe schody na taki jakby balkon gdzie znajduja sie komputery. Strasznie smieszne miejsce, bo stukam w klawiature i zezuje na dol, gdzie w tej chwili jakis gosc kupuje sobie lody :) Chetnie pstryknelabym fotke, ale boje sie ze sie na mnie obsluga zdenerwuje, no bo jak mam im wytlumaczyc ze to dla mnie calkowita egzotyka ?
No dobra, dosc tego marudzenia, przejdzmy do dokumentacji fotograficznej.


specjalnie dla Ady, pingwiny :P (prawda, ze wcale nie jestem zlosliwa ? :o)
zdjecie jeszcze z Chile, slodziutkie takie, daly mi sie podejsc calkiem blisko


a to juz dzielnica La Boca, mowi sie ze jest wizytowka Buenos Aires


pary tanczace tango na ulicach Buenos to czesty widok, dla turystow zrobia wszystko



w podrozy do Urugwaju :)

Przy okazji, kilka slow o Urugwaju. Niewiele go widzialam, zwiedzilam zaledwie jedno sliczne miasteczko o nazwie Colonia de Sacramento, znajdujace sie po drugiej stronie rzeki La Plata, przy jej ujsciu do Atlantyku. Cudna kolonialna zabudowa sprawia jakby sie bylo przeniesionym kilka wiekow wstecz. Uroku dodaja rosnace wszedzie palmy, drzewa na ktorych wisza dojrzale juz pomarancze, oraz mnostwo zieleni i kwiatow. Do tego czysciutko i cichutko a powietrze przesycone slodkim zapachem kwiatow i owocow. Calkowite przeciwienstwo Buenos. Mysle sobie, ze jesli mozna sobie wyobrazic raj, to musi on tak wlasnie wygladac.
...

niewyróbka z niewytrzymką

Po prostu taki upal, ze momentami marze o tym, by wejsc chociaz na 10 sekund do kriokomory. Czlowiek sie poci nawet jak sie nie rusza. No dramat. A jak sobie pomysle ze w Puerto Iguazu, gdzie wybieram sie juz dzis wieczor, jest jeszcze cieplej, to cierpnie mi skora z przerazenia. Jak przystalo na polkule poludniowa, wlasnie zaczyna sie tu upalne lato, a im blizej rownika tym gorzej. uff!!
A ja tu czytam w necie, ze w Polsce sniezne zawieruchy. W hotelu gdzie mieszkam spotkalam Niemca, ktory przy wieczornym piwku (jak przystalo na Niemca) opowiadal, ze kupil sobie bilet na lot ze swojego miasta do Montevideo, lecz ze wzgledu na burze sniezne i zamiecie zmieniono mu lot na z Frankfurtu do Buenos. A jak patrze za okno, to az wierzyc mi sie nie chce.
Musze Wam powiedziec, ze kawiarenka internetowa, w ktorej wlasnie siedze (dwie ulice od hotelu) miesci sie w cukierni a wlasciwie tuz nad nia. Tak naprawde to wchodzi sie do cukierni, zaraz przy wejsciu sa metalowe schody na taki jakby balkon gdzie znajduja sie komputery. Strasznie smieszne miejsce, bo stukam w klawiature i zezuje na dol, gdzie w tej chwili jakis gosc kupuje sobie lody :) Chetnie pstryknelabym fotke, ale boje sie ze sie na mnie obsluga zdenerwuje, no bo jak mam im wytlumaczyc ze to dla mnie calkowita egzotyka ?
No dobra, dosc tego marudzenia, przejdzmy do dokumentacji fotograficznej.


specjalnie dla Ady, pingwiny :P (prawda, ze wcale nie jestem zlosliwa ? :o)
zdjecie jeszcze z Chile, slodziutkie takie, daly mi sie podejsc calkiem blisko


a to juz dzielnica La Boca, mowi sie ze jest wizytowka Buenos Aires


pary tanczace tango na ulicach Buenos to czesty widok, dla turystow zrobia wszystko



w podrozy do Urugwaju :)

Przy okazji, kilka slow o Urugwaju. Niewiele go widzialam, zwiedzilam zaledwie jedno sliczne miasteczko o nazwie Colonia de Sacramento, znajdujace sie po drugiej stronie rzeki La Plata, przy jej ujsciu do Atlantyku. Cudna kolonialna zabudowa sprawia jakby sie bylo przeniesionym kilka wiekow wstecz. Uroku dodaja rosnace wszedzie palmy, drzewa na ktorych wisza dojrzale juz pomarancze, oraz mnostwo zieleni i kwiatow. Do tego czysciutko i cichutko a powietrze przesycone slodkim zapachem kwiatow i owocow. Calkowite przeciwienstwo Buenos. Mysle sobie, ze jesli mozna sobie wyobrazic raj, to musi on tak wlasnie wygladac.
...

środa, 26 listopada 2008

buenos dias Buenos Aires

...Buenos Aires, najwieksze miasto jakie udalo mi sie odwiedzic w zyciu - 13 milionow mieszkancow, drugie tyle turystow, niezliczona ilosc samochodow, autobusow, bez przerwy trabiacych, ciezko wiszacy smog, przeokropny halas. Jest jednym z niewielu miejsc, do ktorych wiem, ze raczej nie bede chciala juz nigdy w zyciu wrocic. Wiec jest 3:1. Chile powieksza przewage, a ten 1 punkt dla Argentyny to za Ushuaie, oczywiscie :) gdyz poza krajobrazami, zafundowalam tam sobie dodatkowe atrakcje, o ktorych juz bylo w poprzednich postach.
Buenos Aires, zdecydowanie przereklamowane, momentami czulam sie jak kilku roznych miastach europejskich naraz. Sa budynki z Paryza, bardzo duzo wloskiej architektury, nawet maja Big Bena, o dziwo, bo po awanturze o Falklandy Malwiny, teoretycznie byc tam go nie powinno. Bardzo sie staraja zeby wygladalo jak w Europie, trochę to dziwne.
Ada, z tym tangiem to tez nie jest do konca prawda. Przyznaje, ze sa miejsca gdzie mozna sie nauczyc je tanczyc, ale to kosztuje fure pieniedzy, a na ulicach owszem, tancza pary przy muzyce na zywo lub z plyty, ale to wszystko jest tylko na pokaz, dla turystow ...
Zeby nie bylo ze jestem tak bardzo krytyczna, przyznaje ze sa fajne miejsca, ale nie jest ich az tak znow wiele. Zycie nocne tez nie jest takie jak sobie to wyobrazalam wczesniej. Chilijczycy bawia sie czesciej i sa o wiele bardziej spontaniczni.
Cale szczescie powoli szykuje sie do opuszczenia tego molocha, jutro wczesnie rano wyruszam na drugi brzeg La Platy, czyli do Urugwaju, niestety tylko na jeden dzien, bo juz na piatek mam zarezerwowany bilet do Puerto Iguazu. Duzo sobie obiecuje po tej wycieczce, mam nadzieje, ze wodospady mnie nie zawioda i Argentyna chociaz w czesci odrobi straty.
Poniewaz w piatek rano, tuz przed wyjazdem bede robila w Buenos zakupy, macie ostatnia szanse na zamowienie bombilli do mate, bo juz calkiem nie pamietam kto mnie o nie prosil :)
...

buenos dias Buenos Aires

...Buenos Aires, najwieksze miasto jakie udalo mi sie odwiedzic w zyciu - 13 milionow mieszkancow, drugie tyle turystow, niezliczona ilosc samochodow, autobusow, bez przerwy trabiacych, ciezko wiszacy smog, przeokropny halas. Jest jednym z niewielu miejsc, do ktorych wiem, ze raczej nie bede chciala juz nigdy w zyciu wrocic. Wiec jest 3:1. Chile powieksza przewage, a ten 1 punkt dla Argentyny to za Ushuaie, oczywiscie :) gdyz poza krajobrazami, zafundowalam tam sobie dodatkowe atrakcje, o ktorych juz bylo w poprzednich postach.
Buenos Aires, zdecydowanie przereklamowane, momentami czulam sie jak kilku roznych miastach europejskich naraz. Sa budynki z Paryza, bardzo duzo wloskiej architektury, nawet maja Big Bena, o dziwo, bo po awanturze o Falklandy Malwiny, teoretycznie byc tam go nie powinno. Bardzo sie staraja zeby wygladalo jak w Europie, trochę to dziwne.
Ada, z tym tangiem to tez nie jest do konca prawda. Przyznaje, ze sa miejsca gdzie mozna sie nauczyc je tanczyc, ale to kosztuje fure pieniedzy, a na ulicach owszem, tancza pary przy muzyce na zywo lub z plyty, ale to wszystko jest tylko na pokaz, dla turystow ...
Zeby nie bylo ze jestem tak bardzo krytyczna, przyznaje ze sa fajne miejsca, ale nie jest ich az tak znow wiele. Zycie nocne tez nie jest takie jak sobie to wyobrazalam wczesniej. Chilijczycy bawia sie czesciej i sa o wiele bardziej spontaniczni.
Cale szczescie powoli szykuje sie do opuszczenia tego molocha, jutro wczesnie rano wyruszam na drugi brzeg La Platy, czyli do Urugwaju, niestety tylko na jeden dzien, bo juz na piatek mam zarezerwowany bilet do Puerto Iguazu. Duzo sobie obiecuje po tej wycieczce, mam nadzieje, ze wodospady mnie nie zawioda i Argentyna chociaz w czesci odrobi straty.
Poniewaz w piatek rano, tuz przed wyjazdem bede robila w Buenos zakupy, macie ostatnia szanse na zamowienie bombilli do mate, bo juz calkiem nie pamietam kto mnie o nie prosil :)
...

fotki z pobytu w Ushuaia, czyli na koncu swiata


jedno z najladniejszych zdjec w mojej karierze :) - okolice Ushuaii


kormorany


niesamowite lwy morskie, son muy muy graciosos
maja tylko jedna wade wade, a mianowicie kazdy samiec ma 7 samic, ale jak twierdzil moj przewodnik Ruben (tak, tak ten wspolzatrzymany od wina), to tez nie za dobrze, bo tym samym kazdy samiec ma 7 tesciowych, ktore wciaz go pytaja gdzie byl ostatniej nocy


w tle Ushuaia - miasto na koncu swiata


roslina nazywana indianska viagra, nie wiem jak sie ja spozywa, czy w postaci wywaru czy tez bezposrednio z krzaka, ale choc jej nie probowalam, dzialanie jestem w stanie sobie wyobrazic
...

fotki z pobytu w Ushuaia, czyli na koncu swiata


jedno z najladniejszych zdjec w mojej karierze :) - okolice Ushuaii


kormorany


niesamowite lwy morskie, son muy muy graciosos
maja tylko jedna wade wade, a mianowicie kazdy samiec ma 7 samic, ale jak twierdzil moj przewodnik Ruben (tak, tak ten wspolzatrzymany od wina), to tez nie za dobrze, bo tym samym kazdy samiec ma 7 tesciowych, ktore wciaz go pytaja gdzie byl ostatniej nocy


w tle Ushuaia - miasto na koncu swiata


roslina nazywana indianska viagra, nie wiem jak sie ja spozywa, czy w postaci wywaru czy tez bezposrednio z krzaka, ale choc jej nie probowalam, dzialanie jestem w stanie sobie wyobrazic
...