Święta, Święta i po Świętach, jak mówi starodawne przysłowie. Jak zwykle, za dużo jedzenia, za dużo leżenia i nic-nierobienia. Ale co tu można robić, skoro niczego nie można. A to dlatego właśnie, że w niedziele praca w .... coś tam .... się obraca.
I choć wczorajszy wieczór zaliczyć można do nieco bardziej udanych, to przecież nie sposób nie wspomnieć o kilku zdarzeniach, które nam ten wieczór bardzo urozmaiciły.
Rozbity kieliszek, smugi czerwonego wina na spodniach, ścianie i obrusie, połamane w drzazgi krzesło oraz inne trunki porozlewane na stole to większa część z tych zdarzeń.
Wbrew jednak wrażeniom, nikt się tu nie bił, wręcz przeciwnie :)
Serdecznie pozdrawiam wszystkich obecnych i już cieszę się na następny raz ;P