niedziela, 17 stycznia 2010

kominkowe bóle

...Kominek stoi, co więcej, nawet już w nim ogień płonie. Pierwszy stos ułożony, pierwsze kawałki drewna rozpalone. No radość nieziemska. Od dawna o tym śniłam i marzyłam.
Jednak ... jak to kiedyś napisała moja przyjaciółka i to tu, na tym blogu, wszystko rodzi się w bólach, i teraz wiem, że ta złota sentencja odnosić się może nawet do ognia kominkowego.



misterny proces układania zgrabnej piramidki zakończył się pełnym sukcesem
i niech mi ktoś powie, że ten kominek nie rzuca na kolana :P
do startu gotowi ...

I poszło!
...
Najpierw powoli, jak żółw ociężale
...
Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jego brzucha bucha :)
...
kolejny etap to przeogromne kłęby dymu wydobywające się nie wiadomo skąd,
smog wiszący do połowy wysokości domu tak, że sufitu nie widać
dym szczypiący w oczy,
niesamowity smród zatykający usta i nos
nie ma czym oddychać ... mamo ratuj !

Następnie został wykonany telefon do pana kominkowego który poradził ... opuszczenie domu na 2 godziny :)
Nie bardzo pomogło, dymem i farbą czuć było jeszcze następnego dnia i następnego i następnego.
Pocieszające, że każdego dnia troszkę mniej. Więc idzie ku lepszemu :)
...

Brak komentarzy: