niedziela, 7 czerwca 2009

jazda bez trzymanki

...No może niezupełnie bez trzymanki, ale i tak było świetnie ...
Za namową przyjaciółki, przy czym bardzo dziękuję jej za ten pomysł, udałam się (nie powiem, że lekkomyślnie, bo była to w pełni trzeźwa i świadoma decyzja ;) na most żelazny, by dać upust drobnym fantazjom.
Poddałam się bezwolnie czynności założenia uprzęży, jeszcze w świetnym humorze, ale przyznam, że po wejściu na punkt odlotu miałam miękkie nogi i dość szybko bijące serce. Stan ten jednak ustąpił natychmiast w chwili samego zjazdu, choć hełm zdejmowałam wciąż jeszcze drżącymi rękoma. Było cudownie super hiper i nie wiem co jeszcze :) !!! Przy najbliższej okazji na pewno to powtórzę.
Dla ochłodzenia emocji przepłynęłam motorówką całkiem spory kawałek. I gdyby nie deszcz gęsto siąpiący, byłoby z pewnością jeszcze lepiej.
Dzień zakończył się koncertem, tym razem w strugach lejącego już deszczu. Nie miało to żadnego znaczenia. Liczyłam się ja, muza i scena.


tak zwany skrzacik ;)
czyli w pełnym rynsztunku


siuuuu z górki na pazurki, ale była jazda :)


przejażdżka motorówką też robiła wrażenie


dzień dobry kocham Cię ...
...

1 komentarz:

adadi pisze...

hmmmm, taki coolowy extreme a mnie tam nie bylo... uprzejmie prosze o zabieranie mnie na takie eskapady nastepnym razem!:)
ale że Ty to wszystko tak na trzeźwo... ?)