...Po upojnej wizycie w mega kolorowym Fezie, ze świadomością zbliżającego się nieuchronnie końca tej niesamowitej przygody, smutno zasiadłam wczesnym rankiem na swoim - od tygodnia tym samym, miejscu w autokarze.
Przygotowana na całodzienna jazdę, zaopatrzona w mp3, ciekawa widoków smętnie zerkałam przez szybę. Kierowca uprzejmie wiózł nas przed siebie, mijając Beni Mellal - małe miasteczko położone na skraju lasów oliwnych, które z uwagi na smutek i nostalgię mnie ogarniającą, nie wzbudził mego zainteresowania. Tak samo jak ogromne połacie drzewek agranowych i co rusz wytwórni olejków z nich pochodzących.
I kiedy już myślałam, że nic fajnego tego dnia się nie wydarzy - bingo - niespodzianka - a nawet cały zestaw niespodzianek, jakby na życzenie, na zawołanie! Oprócz wspaniałych krajobrazów Atlasu
Średniego, oczywiście.
Berberyjskie wioski były tego dnia dla nas nadzwyczaj uprzejme, w końcu witaliśmy nowy rok 1435-ty. Zamiast pisać wolę to pokazać, i to wszystko zupełnym psim swędem czyli przypadkiem się zdarzyło.
|
krajobraz Atlasu Średniego |
|
berberyjskie święto, to było coś ekstra |
|
cuda prawda? |
|
bliskie spotkania z dziko żyjącymi małpkami w Uzud |
|
wodospad Uzud już po zmroku |
|
mój nabytek za cale 200 dirhamów - berberyjski kaftan z wełny wielbłąda |
2 komentarze:
Prześlij komentarz