poniedziałek, 17 listopada 2008

1 : 0 dla Chile

...Przynajmniej na razie. Po szeciogodzinnej podrozy polaczonej z przekroczeniem granicy chilijsko - argentynskiej dotarlam do kolejnego mojego przystanku, miejscowosci Calafate w Argentynie. Podroz minela szybko, bo w wiekszosci spiaco. Waska szutrowa droga prowadzila do przejscia granicznego (lancuch w poprzek drogi i malutka straznica gdzie stawiaja pieczatki w paszportach). Trzeba bylo wysiasc z autobusu i pokornie odestac w kolejce chyba z godzine, a moze nawet i dwie, juz nawet nie wiem. Kilku osobom skojarzenie przywiodlo na mysl granice polsko - ukrainska. Nie bylam to nie wiem, ale wierze ze jest tam podobnie.
Dlaczego 1:0 spytacie. Chile choc pelne sprzecznosci i rozniace sie na kazdym kroku, praktycznie kazdy region jest po trosze inny (to akurat wyczytalam w przewodniku), zachwycilo mnie, by nie powiedziec rzucilo na kolana. Zwlaszcza jego poludniowy kraniec, tak bardzo rozny od Santiago, Vina del Mar i innych widzianych przeze mnie turystycznych jego zakatkow. To jest po prostu zupelnie inny swiat, inny krajobraz, inny klimat, ludzie wygladaja inaczej i inaczej sie zachowuja. Wszystko jest absolutnie nadzwyczajne i cudowne.
W Puerto Natales mieszkalam w malutkim hostelu prowadzonym przez mlodego chlopaka i jego siostre. Ktoregos wieczoru zagadnal mnie jak przebiega moja podroz, jak mi sie podobalo Santiago itp. Odparlam ze podobalo mi sie bardzo, na co on, ze jemu sie nie podoba. Wiec mowie, jak to? Przeciez to stolica twojego kraju, jestes chilijczykiem. A on mi mowi: ja nie jestem chilijczykiem, jestem patagonczykiem. To zdanie bardzo znamiennie odzwierciedla mentalnosc tych ludzi. Strasznie mi sie to spodobalo. Jest to jedyny region Chile, ktory ma swoja wlasna flage i swoj hymn. Surowy klimat dla twardych ludzi.
Argentyna zas przywitala mnie miasteczkiem u podnoza Andow stworzonym specjalnie dla turystow. Niesamowite jak mozna na cudach natury zrobic taki przemysl. Niewiarygodne i ... po prostu nie fajne! Bylam zdegustowana do szpiku kosci, bo momentami czulam sie jak na promenadzie w Sopocie, a momentami jak na Krupowkach w Zakopanem w samych srodku sezonu. Pierwsze wrazenie zostalo nieco przycmione przez dzisiejszy trekking po lodowcu Perito Moreno. Przewodniki pisza ze to jedyny na swiecie lodowiec ktory sie sukcesywnie, choc powoli powieksza. Pozostaje mi wierzyc ze to prawda. Spacer trwal kilka godzin, oczywiscie z regionalnymi pilotami i oczywiscie zrobil olbrzymie wrazenie.
Jak mi sie uda, wrzuce jeszcze kilka dzisiejszych fotek.


takie cuda trzeba bylo przypiac na nogi, by wejsc na lodowiec


na lodowcu Perito Moreno


w szczelinie (wlazlam tam dobrowolnie :))

Przez kilka najblizszych dni sie nie odezwe, gdyz wyruszam na trekking w wysokie gory z noclegami w schroniskach, gdzie nie ma nic poza lozkami :)
Nastepnie planuje udac sie do najbardziej wysunietego na poludnie zakatku swiata, zamieszkanego przez ludzi. Mam nadzieje za znajde tam jakas kafeje internetowa.
...

2 komentarze:

adadi pisze...

Taaak, troche sie zgadzam. 1:0 dla Chile ze wino Casillero del Diablo! Cóż za rozkosz... Ale nie ma to jak pokonać butelkę i zanucić "Don't cry for me Argentino..." Argentyńskie wina też całkiem niezłe... więc myślę Margarita, że jeszcze wszystko przed Tobą;)
Baseos,Ada

Anonimowy pisze...

dziekuje za pozdrowienia Małgosia!, dlaczego ja sie tak późno o wszystkim dowiaduję? (moja wina bo Ada przesyłała adres wcześniej) ogólnie dużo do czytania i oglądania, weekend z głowy (bo bardzo wolno czytam, literuję raczej, albo jak mowią inni "smakuję" słowo po słowie bo jest co)
ciao
Czarek