środa, 26 listopada 2008

buenos dias Buenos Aires

...Buenos Aires, najwieksze miasto jakie udalo mi sie odwiedzic w zyciu - 13 milionow mieszkancow, drugie tyle turystow, niezliczona ilosc samochodow, autobusow, bez przerwy trabiacych, ciezko wiszacy smog, przeokropny halas. Jest jednym z niewielu miejsc, do ktorych wiem, ze raczej nie bede chciala juz nigdy w zyciu wrocic. Wiec jest 3:1. Chile powieksza przewage, a ten 1 punkt dla Argentyny to za Ushuaie, oczywiscie :) gdyz poza krajobrazami, zafundowalam tam sobie dodatkowe atrakcje, o ktorych juz bylo w poprzednich postach.
Buenos Aires, zdecydowanie przereklamowane, momentami czulam sie jak kilku roznych miastach europejskich naraz. Sa budynki z Paryza, bardzo duzo wloskiej architektury, nawet maja Big Bena, o dziwo, bo po awanturze o Falklandy Malwiny, teoretycznie byc tam go nie powinno. Bardzo sie staraja zeby wygladalo jak w Europie, trochę to dziwne.
Ada, z tym tangiem to tez nie jest do konca prawda. Przyznaje, ze sa miejsca gdzie mozna sie nauczyc je tanczyc, ale to kosztuje fure pieniedzy, a na ulicach owszem, tancza pary przy muzyce na zywo lub z plyty, ale to wszystko jest tylko na pokaz, dla turystow ...
Zeby nie bylo ze jestem tak bardzo krytyczna, przyznaje ze sa fajne miejsca, ale nie jest ich az tak znow wiele. Zycie nocne tez nie jest takie jak sobie to wyobrazalam wczesniej. Chilijczycy bawia sie czesciej i sa o wiele bardziej spontaniczni.
Cale szczescie powoli szykuje sie do opuszczenia tego molocha, jutro wczesnie rano wyruszam na drugi brzeg La Platy, czyli do Urugwaju, niestety tylko na jeden dzien, bo juz na piatek mam zarezerwowany bilet do Puerto Iguazu. Duzo sobie obiecuje po tej wycieczce, mam nadzieje, ze wodospady mnie nie zawioda i Argentyna chociaz w czesci odrobi straty.
Poniewaz w piatek rano, tuz przed wyjazdem bede robila w Buenos zakupy, macie ostatnia szanse na zamowienie bombilli do mate, bo juz calkiem nie pamietam kto mnie o nie prosil :)
...

3 komentarze:

Lubomi pisze...

Ja prosze o tykwe takze tez. Zwroce kase :-)))

adadi pisze...

hmmm czyli you will not cry for Argentina... chyba sie skusze na ten kubeczek do mate; ten napoj o smaku wywaru z popiołu papierosow stawia szybko na nogi wiec warto sie uzaleznic, i profesjionalnie parzyc i spożywac;) pamietam, ze Gringo tez prosil.. wprawdzie mnie, bo pomylił mu sie Ekwador z Argentyną ale jak masz miejsce...

marga pisze...

oczywiscie, ze mam, a nawet jakbym nie miala, to bym... yyy ... cos wymyslila, na przyklad rozprostowalabym na plasko bombille a nastepnie zwinela ja w rulonik, o! :-)
a tak na powaznie to musialam dokupic torbe na gadzety, bo do plecaka nawet po ubiciu nogami (jak w dawnych czasach kapuste kiszona sie ubijalo) nie wchodza :(